sobota, 3 maja 2014

Kwiecień i maj

Wiosna przyszła, ale jakaś taka jeszcze nie bardzo wiosenna. Na początku kwietnia internetowa koleżanka z Anglii przysłała zdjęcia żab i żabiego skrzeku w ogródkowym stawiku. Wybrałam się więc i ja do lasu nad stawek zobaczyć co słychać. Na polu i w lesie było jeszcze szaro i pusto.




A w żabim stawku jeszcze lód.





Ale za to nad strumykiem wyrosła wcale nie stokrotka polna, tylko-śmierdząca  kapusta.


Dzielna ta roślina opanowała sztukę termogenezy. Gdy jeszcze leżał wokoło śnieg ogrzała ona swoje tkanki do temperatur dodatnich i wypuściła spod zmarzniętej ziemi takie oto kwiaty:






Śmierdząca kapustka wygląda wesoło i zielono. Leśne stwory jej nie jedzą, bo brzydko, choć niezbyt mocno, pachnie czosnkiem, padliną i skunksem jednocześnie, a także podobno zawiera straszliwe ilości szczawianów. I pewnie od tego jeleniom i królikom jęzory kołkiem stają w paszczękach.


                                                       ****************************

Tymczasem minął kwiecień, nadszedł maj, i pomału zrobiło się trochę cieplej i bardziej kolorowo.
Nasz tak zwany trawnik to właściwie raczej chwastnik, no i dobrze, bo są tu żólte mlecze oraz fijołeczki pachnące ( które można smykać a następnie ku sobie pomykać).




Z koleżanką, tym razem taką z realu, hihi, zrobiłyśmy dość imponujące zakupy:



Kwiatki i zioła jakoś sobie poradzą, podobnie cementowy gargulec, ale jak tu przetrwać taka trudną, ciężką wiosnę jak się jest, na przykład, pomidorem i mieszka się na balkonie? I trzeba wytrzymać pierwszą majową burzę.





Przed chwilą lunęło jak z cebra i zagrzmiało potężnie.Ulicą popłynęła rzeka. Najmniejszy Krasnoludek był u kolegi naprzeciwko, ale gdy tylko usłyszał grzmot - zapragnął wrócić na rodziny łono i poprzez trawę, mlecze i kałuże przygalopował do domu.


Już po burzy i po deszczu, nawet tęcza się pokazała, ale na bardzo krótko.

                                                                       *********************

Zajączek Wielkanocny chodzi po Pensylwanii i sadzi w ziemi jajeczka, których nie rozdał dzieciom. Wyfruwają  z nich potem kolorowe ptaszki i wyrastają kwiatki.


A Matka Boska pilnuje, żeby wszystko ładnie rosło:


No i proszę:





Więc może pomidorki też mają jakąś szansę :)

sobota, 26 kwietnia 2014

No i hop!

Na nasz trawnik od wielu miesięcy przychodzi sobie pewien królik. Miłe to stworzonko całkowicie gardzi marchewką oraz brokułami ( Drogi Mąż próbował skusić na warzywka...),z apetytem jada natomiast trawę i  mlecze-liście i także żółciutkie kwiatki. Zimą bywał rzadko (a może bywała, bo takie mam wewnętrzne przeczucie, że to dziewczyna; mówimy zresztą na nią Trusia), teraz przychodzi codziennie. Można sobie zwierza poobserwować przez szklane drzwi od piwnicy. Przeciąga się jak pies a łapki i pysioł myje jak kotek! A wczoraj patrzę sobie, a tu przykicało też królicze maleństwo. Trzymało się strefy ochronnej pod sosnami i nie korzystało ze świeżej trawki, chrupało sobie li i jedynie suche sosnowe igły.

Tu widzimy, mniej lub bardziej wyraźnie, "naszą" Trusię:
















A tu królicze dziecię, czyli króliczę.



Jak widać (hmmm...może i coś tam widać)
jest ono niewiele większe od sosnowej szyszki!











Tu, na dźwięk rozsuwanych drzwi od piwnicy, króliczę salwowało się kicaną ucieczką jeszcze bliżej sosny:
















A tu już wysoce optymistyczny zajączek macha do wszystkich uszami. Zapewne powiedziałby Wesołych Świąt, gdyby nie byłoby już na to za późno. Ale właściwie to co szkodzi powiedzieć jeszcze raz:
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!!!